Strona główna · Forum · Kontakt · FAQ
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Menu
Initial D
Anime
Manga
Postacie
Samochody
Live Action
Napisy
Gry
Inne

Wangan Midnight
Anime
Manga
Postacie
Samochody

Over Rev
Postacie
Manga

My Carrera
Manga

Countach
Manga

Inne projekty
Gungrave
Gunsmith Cats
Mezzo Forte
Over Drive
Shigurui
You're Under Arrest
Ah! My Goddess
Crystal Blaze
Shuto Kousoku Trial

Poboczem
Czytelnia
Recenzje gier
Gadżety

Kącik Haruhi
Powieści
1. Melancholia
2. Westchnienia
3. Znudzenie
4. Zniknięcie
5. Szał
6. Wahania
7. Intrygi
8. Oburzenie
9. Rozkojarzenie
10. Zaskoczenie cz. 1
11. Zaskoczenie cz. 2
Teatr Haruhi

Świat Haruhi
1. Postaci
2. Miejsca

Aktualnie online
Gości online: 1

Użytkowników online: 0

Łącznie użytkowników: 909
Najnowszy użytkownik: VictorChuth

Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

26/11/2022 23:33
Zajmuje się ktoś tutaj w mniejszym lub większym stopniu fotografią? Szukam paru rad Wink

26/08/2022 20:31
Nie wolno!

26/08/2022 16:12
No to zniknie z naszego downloadu.

24/08/2022 14:51
Czy wy widzieliście, że wychodzi manga initial D w polsce ! JPF

16/08/2022 14:04
Większość ludzi tymi autami jeżdzi na daily bo są na powietrzu, staticiem też jeżdzą. selekcja ostatnio podupadła to fakt.


Facebook Like



Nawigacja
Artykuły » Haruhism » Zniknięcie Haruhi Suzumiyi, Tom 4, Rozdział 1
Zniknięcie Haruhi Suzumiyi, Tom 4, Rozdział 1

Z samego rana obudziła mnie moja siostrzyczka przy pomocy swojego zabójczego ściągnięcia kołdry. Wraz z kołdrą i zawiniętym w nią kotem na podłogę spadłem ja sam. Taka już jest moja siostrzyczka, poranna skrytobójczyni, która sumiennie przejęła po mamie ten zaszczytny obowiązek.

"Mama powiedziała, że masz zjeść śniadanie."

Uśmiechając się, moja siostra wzięła w obie ręce urażonego kota i otarła swój nos o jego uszy.

"Shami też! Czas coś zjeść!"

Shamisen, którego przygarnęliśmy po Festiwalu Kulturowym, ziewnął z obojętną miną i polizał przednią łapę. Kot, który dawniej mówił jak nakręcony, kompletnie stracił głos i uzyskał w tym domu status zwykłego zwierzaka domowego. Stał się takim kotem, jakich pełno - tak jakby tylko mnie wydawało się, że kiedykolwiek mówił po ludzku, skoro już o tym mowa. Kot jest świetny i niewybredny: nawet pomruki wydaje ciche, prawie niesłyszalne zupełnie tak, jakby wraz z mową ludzką zapomniał o kociej. Z jakiegoś powodu z mojego łóżka uczynił swoje legowisko i zachowywał ciszę, ilekroć przychodziła po niego moja siostra, która z wielką chęcią zajmowała się Shamisenem.

"Shamiiii, Shamiiiii. Czas na jedzonko!"

Podśpiewując słowa, które nijak nie trzymały się rytmu, siostra wyszła z pokoju z kotem, którego z widocznym wysiłkiem trzymała w ramionach. Dostając gęsiej skórki od zimnego porannego powietrza, rzuciłem okiem na zegarek. W końcu udało mi się wstać, powoli zostawiając za sobą tęsknotę za ciepłym łóżkiem.

Po pewnym czasie przebrałem się, umyłem, zszedłem na dół do jadalni, wchłonąłem śniadanie w pięć minut i wyszedłem z domu znacznie wcześniej niż moja siostra. Dziś znów było chłodno, ale i tak cieplej niż wczoraj.

Do tej pory wszystko przebiegało normalnie.



Jak zwykle znów wspinałem się po wzgórzu, kiedy zobaczyłem tył głowy znajomego osobnika. Szedł jakieś dziesięć metrów przede mną i był to bez wątpienia Taniguchi. Przeważnie ten gość radośnie podskakiwał podczas wspinaczki, ale dziś szedł nad wyraz wolno. Po chwili zrównałem się z nim.

"Hej, Taniguchi!"

Pomyślałem sobie, że miło by było od czasu do czasu przejąć inicjatywę i poklepać go po ramieniu. Jak pomyślałem, tak zrobiłem.

"...Hmm, Kyon?"

Jego głos był lekko przytłumiony. Zobaczyłem dlaczego. Taniguchi nosił białą maskę.

"Co się stało? Przeziębiłeś się?"

"Ech...?" - Taniguchi wyglądał na zmęczonego. - "A przeziębiłem się, jak widać. Szczerze mówiąc, dzisiaj nie chciałem przychodzić, ale mój stary zganił mnie za to."

Wczoraj był pełen energii, ale dziś tak się przeziębił.

"Co jest, do diabła? Wczoraj też źle się czułem! *Khe khe*"

Dobra, nie chcę zwalniać tempa tylko dlatego, że nie jestem przyzwyczajony do widoku kaszlącego i osłabionego Taniguchiego. Ale naprawdę już wczoraj zaczął chorować? Ja widziałem tego samego roztrzepanego człowieka co zwykle.

"Hmm... Naprawdę? Nie starałem się wyglądać na zdrowego."

Taniguchi opuścił głowę, a ja posłałem mu złośliwy uśmiech.

"Przecież wczoraj byłeś bardzo podekscytowany randką w Boże Narodzenie, nieprawdaż? No cóż, lepiej żebyś przed nią wyzdrowiał! W końcu rzadko trafia ci się taka okazja!"

Jednak Taniguchi opuścił głowę jeszcze niżej.

"Randka? O co ci chodzi? Idiota. Nie mam żadnych planów na Boże Narodzenie."

Powinienem właśnie zadać magiczne pytanie "Co?". Co się stało z jego dziewczyną z Akademii Kouyouen? Czyżby rzuciła go wczoraj wieczorem?

"Hej, Kyon, o czym ty do cholery gadasz? Ja nic o tym nie wiem!"

Taniguchi gniewnie zamknął usta, odwrócił się i poszedł dalej. Wszystkie objawy przeziębienia dawały się we znaki, a osłabienia raczej nie udawał. Co więcej, z jego stanu wynikało, że jego plany rzeczywiście poszły w diabły, co mogło doprowadzić do takiego zmęczenia. Z powodu wypowiedzianego wczoraj oświadczenia serce musi mu pękać, gdy chcę o tym porozmawiać z nim twarzą w twarz. Tak, właśnie tak.

"Nie bądź taki ponury!"

Szturchnąłem Taniguchiego w plecy.

"Może dołączysz do nas na przyjęciu z hotpotem? Wciąż mamy dla ciebie wolne miejsce!"

"Jako hotpot? Jakie przyjęcie? Pierwsze słyszę o czymkolwiek takim..."

Och, serio? Widocznie szok musiał być tak silny, że wszystko, co powiedziałem, było dla niego jak wołanie na pustyni. Będę musiał wspierać biedaka. Wszystkie rany zagoi nieskończony strumień czasu. Więcej o tym nie wspomnę, obiecuję.

Taniguchi kontynuował taszczenie się pod górę, więc i ja szedłem dalej przy nim.

Wciąż nie byłem w stanie zdać sobie z tego sprawy.



Byłem kompletnie zaskoczony: przeziębienie przeobraziło się w epidemię w klasie 1-5, czego wcześniej nie zauważyłem. Dotarłem do sali tuż przed dzwonkiem, ale w środku wciąż było niejedno puste miejsce, a jedną piątą klasy opanowała mania noszenia białych masek. Jedynym wyjaśnieniem było to, że wszyscy zarezerwowali sobie okres inkubacji i początek okresu zachorowań.

Jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, że miejsce za mną było puste od pierwszej lekcji.

"Nie do wiary."

Czyżby Haruhi wzięła sobie chorobowe? Czyżby tegoroczne zimno było aż takie problematyczne? Wierzyć mi się nie chce, że istnieją na świecie patogeny na tyle odważne, aby zaatakować jej ciało. Nie wspominam już o tym, że uważałem Haruhi za niewrażliwą na wszelkie bakterie i wirusy. Bardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem mogło być to, że Haruhi przygotowywała nową niespodziankę, którą sobie wymyśliła. Może będzie coś jeszcze poza hotpotem?

Atmosfera w klasie była mętna i to nie dlatego, że nie było klimatyzacji. Wyglądało na to, że gęstość zaludnienia w klasie 1-5 zmalała.

To prawda, że nie czułem za sobą przytłaczającej obecności Haruhi. Ale ponadto odczuwałem, że atmosfera zmieniła się w jakiś niewytłumaczalny sposób.

Następnie przyszedł czas na lekcje, które luźno potraktowałem, a po których spokojnie przebiegała przerwa na lunch.

Podczas gdy byłem zajęty wygrzebywaniem z plecaka zamarzniętego na kość pudełka z jedzeniem, przyszedł Kunikida ze swoim posiłkiem w jednej dłoni i usiadł za mną.

"Widzę, że sobie odpoczywasz. Mogę tutaj usiąść?" - zapytał Kunikida, odpakowując swoją porcję z folii.

Odkąd trafiliśmy do tej samej klasy w szkole średniej jedzenie lunchu z tym gościem weszło mi w nawyk. Błądziłem wzrokiem, szukając drugiego wspólnika od konsumpcji, ale nie było go w klasie. Być może poszedł na stołówkę.

Obróciłem krzesło bokiem.

"Jakimś cudem mróz stał się bardzo popularny. Dzięki Bogu, że mnie nie dorwało choróbsko."

"Hmm?"

Kunikida pieczołowicie położył swoje pudełko na folii i oglądał jego zawartość, po czym spojrzał na mnie zdezorientowany. Poruszając pałeczkami jak krab szczypcami, Kunikida przemówił:

"Objawy rozchodzącego się mrozu były zauważalne już tydzień temu! Nie wygląda mi to na grypę, ale to mogłaby być ona. Na nią przynajmniej jest lekarstwo."

"Tydzień temu?"

Przestałem kroić mój nadziany szpinakiem omlet i spytałem raz jeszcze.

Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek rozsiewał zarazki przez ostatni tydzień. Nikt nie był nieobecny, ani nikt nie kaszlał w czasie lekcji, z tego co pamiętam. Cała klasa 1-5 wyglądała na zdrową. Czyżby Diabeł Dolegliwości działał w tajemnicy za moimi plecami?

"Co? Nie było kilku osób. Nie zauważyłeś?"

Wcale a wcale. Mówisz serio?

"Pewnie. Sytuacja pogarszała się od początku tego tygodnia. Żeby tylko choroba nie opanowała całej pierwszej klasy. Inaczej będziemy mogli zapomnieć o feriach zimowych."

Kunikida zjadł kolejną porcyjkę ryżu.

"Choroba nie oszczędziła również Taniguchiego. Jego ojciec trzymał się zasady, że chorobę można zwalczyć wigorem i nie pozwolił mu opuścić szkoły, dopóki jego gorączka nie osiągnie temperatury wyższej niż 40 stopni. Mam nadzieję, że zrobi coś, zanim zimno rozchoruje się jeszcze bardziej."

Przestałem jeść.

"Kunikida, wybacz, ale myślałem, że Taniguchi rozłożył się dopiero dzisiaj."

"O nie, to niemożliwe. On jest w takim stanie od początku tygodnia, no nie? Zwolnił się z wczorajszego wf-u."

W mojej głowie zaczął powstawać mętlik.

Moment, Kunikida. O czym ty, do jasnej ciasnej, gadasz? Z tego co pamiętam na wczorajszym wf-ie Taniguchi przystąpił do gry w piłkę nożną pełen energii tak, jakby był na sterydach. Nie ma mowy o pomyłce, bo byłem w przeciwnej drużynie i co chwila wślizgiwałem się przed nim. Wcale nie czułem się urażony faktem, że Taniguchi miał dziewczynę, ale gdybym wiedział, co się będzie dzisiaj działo, pomyślałbym dwa razy przed robieniem ślizgów.

"Serio? Jesteś pewien? To dziwne!"

Kunikida opuścił głowę, wybierając marchewki ze swojego Kinpiragobou.

"Czyżby mi się przywidziało?"

Powiedział naiwnym tonem.

"Hmm, zobaczymy, kiedy Taniguchi wróci."

Co tu się dzisiaj dzieje? Taniguchi i Kunikida mówią tak, jakby byli oderwani od rzeczywistości, a także Haruhi jest nieobecna! Nie mówcie mi, że to omen zbliżających się nieszczęść dla całej rasy ludzkiej poza Haruhi. Mój przeważnie milczący szósty zmysł zaczął głośno alarmować, a po plecach przeszły mi ciarki.



Nie bez powodu.

W środku zaczęło mnie coś skręcać. Nie miałem wątpliwości, że to omen. To, czego moje kiszki mi nie powiedziały, to kto znajduje się w tarapatach. Cała rasa ludzka poza Haruhi... No, niezupełnie. Z tego, co widzę, tylko jedna osoba wydawała się być zakłopotana takim obrotem zdarzeń. Poza tą biedną osobą cała rasa ludzka wydawała się nie mieć z tym problemów. To dlatego, że nie ma możliwości, żeby sami mogli dostrzec początek tego incydentu. Nie ma mowy, aby ktoś zauważył coś z punktu widzenia innej osoby. Według nich świat wcale się nie zmienił.

Więc kto czuł się zakłopotany?

Odpowiedź była jasna jak słońce.

Ja!

Stanąłem jak wryty po dojściu do tego wniosku i zdałem sobie sprawę, że zostałem pozostawiony w tyle przez świat.

Tak, wreszcie się zorientowałem.

Przerwa na lunch 18 grudnia.

Omen ujawnił się w fizycznej postaci i otworzył drzwi do klasy.


Wow! Kilka dziewczyn siedzących w klasie przy drzwiach aż tryskały radością. Krzyczały z podniecenia prawdopodobnie za sprawą osoby, która właśnie weszła. Przez luki w luźnej grupie marynarskich mundurków, udało mi się ujrzeć w przelocie TĘ OSOBĘ, znajdującą się w centrum uwagi.

Z torbą zwisającą z jednego ramienia TA OSOBA uśmiechnęła się do zbliżających się do niej przyjaciółek.

"Tak, już wszystko w porządku. Poczułam się znacznie lepiej, kiedy otrzymałam zastrzyk w szpitalu dzisiaj rano. Nie mając nic do roboty w domu, uznałam, że wrócę do szkoły choćby i tylko na popołudniowe zajęcia."

Z łagodnym uśmiechem udzieliła odpowiedzi sugerującej, że wyzdrowiała z przeziębienia. Kończąc tę krótką rozmówkę, z powiewającymi włosami średniej długości TA OSOBA powoli... szła-w-naszym-kierunku.

"Ups, muszę lecieć!"

Kunikida włożył pałeczki do ust i wstał. A co do mnie, czułem się tak, jakby ktoś skradł mi zdolności mowy, albo jakbym zapomniał zażyć tlenu podczas oddychania. Wzrok miałem przykuty do TEJ OSOBY. Czas zdawał się płynąć w nieskończoność, ale w rzeczywistości, ona zrobiła tylko kilka kroków. Gdy kroki ustały, TA OSOBA stała tuż przy mnie.

"Co się stało?"

Patrząc na mnie, powiedziała to tajemniczym tonem ze zmęczonym wyrazem twarzy.

"Wyglądasz tak, jakbyś zobaczył ducha! Czy może mam coś na twarzy?"

Potem obróciła się do Kunikidy, który próbował uprzątnąć swoje pudełko z jedzeniem.

"Och, pozwól mi tylko powiesić torbę. Możesz jeść dalej. Ja zjadłam, zanim tu przyszłam. Podczas przerw na lunch możesz tu siedzieć."

Gdy tylko to powiedziała, powiesiła swoją torbę na rogu ławki, po czym wdzięcznie obróciła się w stronę kręgu swoich oczekujących przyjaciółek.

"Czekaj."

Mój głos chyba stał się ostry.

"Dlaczego tu jesteś?"

TA OSOBA obróciła się i przeszyła mnie zimnym spojrzeniem.

"O co ci chodzi? Czy to dziwne, że tu jestem? Czy może chcesz powiedzieć, że lepiej by było, gdybym była przeziębiona jeszcze dłużej? O co ci dokładnie chodzi?"

"Nie o to. Nie obchodzi mnie, czy jesteś przeziębiona, czy nie. Nie to..."

"Kyon."

Kunikida ze zmartwieniem szturchnął mnie w ramię.

"Dzisiaj zachowujesz się bardzo dziwnie! Kyon od samego rana mówi dziwne rzeczy."

"Kunikida, nic ci nie przychodzi do głowy, widząc tę osobę?"

Nie mogąc dłużej tego znieść, wstałem i wskazałem palcem TĘ OSOBĘ, która patrzyła na mnie tak, jakby właśnie rozszyfrowała enigmę.

"Ty też wiesz, kto to jest, prawda? Tej osoby nie powinno tutaj być!"

"Kyon, jak możesz zapomnieć twarz koleżanki tylko dlatego, że zwolniła się z powodu choroby! Co to znaczy, że nie powinno mnie tutaj być? Przecież od początku jesteśmy w tej samej klasie, czyż nie?"

Nie ma mowy, żebym mógł o tym zapomnieć! Tę niedoszłą morderczyni! Nawet jakbym kiedykolwiek miał zapomnieć twarz osoby, która chciała mnie zabić, to na pewno nie po połowie roku!"

"Rozumiem."

Na twarzy TEJ OSOBY pojawił się szeroki uśmiech, tak jakby właśnie wymyśliła genialnego psikusa.

"Zdrzemnąłeś się po lunchu, tak? Może masz jakiś zły sen? To może być to. No już! Obudź się!"

"Tak myślisz?" Z szerokim uśmiechem na jej uroczej twarzy, TA OSOBA odwróciła się w stronę Kunikidy w geście zgody. Była to postać dziewczyny, której obraz wgryzł mi się w pamięć i nie mogłem go z niej wyrwać.

Migawki różnych scen. Klasa skąpana w słońcu, cienie wydłużające się na podłodze, ściany bez okien, zniekształcona przestrzeń, nóż w dłoni, krótki uśmiech, piasek i jakby rozpadające się kryształy...

Zlikwidowana po przegranej walce z Nagato była pierwotnie przewodniczącą klasy, której zniknięcie zostało wytłumaczone przeniesieniem do szkoły w Kanadzie.

Przede mną stała Ryouko Asakura.



"Rozbudzisz się, jak umyjesz sobie twarz. Masz przy sobie chusteczkę? Mogę pożyczyć ci swoją."

Asakura wsunęła dłoń do kieszeni w spódniczce, a ja zatrzymałem ją tam swoją dłonią. Kto wie, czy oprócz chusteczki nie wyciągnęłaby czegoś jeszcze?

"Nie, dzięki. Lepiej powiedz mi, co jest grane. Wszystko. Przede wszystkim powiedz, dlaczego zostawiasz swoją torbę na miejscu Haruhi? To nie twoje miejsce, tylko Haruhi."

"Haruhi?"

Asakura uniosła brwi i spytała Kunikidę.

"Kim jest Haruhi? Jest u nas ktoś z takim pseudonimem?"

Kunikida odpowiedział, zabijając resztki mojej nadziei.

"Nic mi nie świta. Haruhi... jak to się pisze?"

"Haruhi to Haruhi!"

Zacząłem się jąkać, czując się coraz bardziej zagubiony.

"Czy wy wszyscy zapomnieliście o Haruhi Suzumiyi? Jak można zapomnieć taką osobę?"

"Haruhi Suzumiya... Cóż, Kyon."

Kunikida powoli wytłumaczył uspokajającym głosem.

"W naszej klasie nie ma nikogo takiego! Swoją drogą, od czasu ostatniego przydziału miejsc ta ławka jest zajęta przez Asakurę. Pomyliło ci się z inną klasą? Hmm, nigdy nie słyszałem o żadnej Suzumiyi. Raczej nie ma takiej wśród pierwszoklasistów..."

"Ja też nic o niej nie wiem."

Asakura zwróciła się do mnie spokojnym głosem tak, jakby wzywała mnie do gabinetu lekarskiego.

"Kunikida, mógłbyś zajrzeć do mojej ławki? W rogu powinien leżeć dziennik klasy."

Wyrwałem z rąk Kunikidy zeszyt, który dopiero wyciągnął. Otworzyłem stronę klasy 1-5 pierwszego roku i przesuwałem palcem po liście nazwisk dziewczyn.

Saeki, Sakanaka, Suzuki, Seno...

Żadnego nazwiska między Suzuki a Seno. Nazwisko Haruhi Suzumiyi zniknęło z dziennika klasy. Kogo ty szukasz? Taka dziewczyna przecież nie istnieje! Tak krzyknęła do mnie strona, a ja zamknąłem dziennik i oczy.

"Kunikida, mam prośbę."

"Tak?"

"Uszczypnij mnie w policzek. Chcę się obudzić."

"Na pewno?"

Włożył w to całą swoją siłę. To było bolesne. Ale nie obudziłem się. Otworzyłem oczy i wciąż widziałem Asakurę, która stojąc w tym samym miejscu, wykrzywiła usta w łuk.

Co się u licha stało?

Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że byliśmy w centrum uwagi klasy. Wszystkie oczy były skupione na mnie tak, jakby patrzyły na podstarzałego, schorowanego kundla. Cholera! Dlaczego? Nie powiedziałem nic złego!

"Cholera!"

Zadawałem dwa pytania wszystkim osobom wokół mnie.

Gdzie jest Haruhi Suzumiya?

Czy Ryouko Asakura nie przeniosła się do innej szkoły?

"Nie wiem."

"Nie."

Odpowiedzi, które otrzymywałem, wcale mi się nie podobały. W efekcie tego wszystkiego doprowadziły mnie do zawrotów głowy i mdłości. Byłem w stanie tylko podpierać się o pobliską ławkę. Część mojego zdrowia psychicznego chyba znajdowała się w strzępach.

Asakura położyła dłoń na moim nadgarstku i przyglądała mi się ze zmartwieniem. Słodki zapach jej włosów był dla mnie jak narkotyk.

"Chyba powinieneś pójść do gabinetu pielęgniarki. Takie rzeczy zdarzają się, gdy zaczynasz źle się czuć. To musi być to! Może się przeziębiłeś?"

Mowy nie ma!

Chciałbym krzyknąć na całe gardło. To nie ja jestem dziwny! To ta sytuacja jest kompletnie chora!

"Zabieraj ręce ode mnie!"

Odepchnąłem dłoń Asakury i wybiegłem z klasy. Nieprzyjemne uczucie przechodziło ze skóry do mózgu. Mróz, który pojawił się ni z tego ni z owego, luka w rozmowie z Taniguchim, zniknięcie Haruhi z dziennika, pojawienie się Asakury... Co? Haruhi zniknęła? Nikt jej nie pamięta? Tak nie może być! Czyż świat nie obracał się wokół tej dziewczyny? Czy nie była na Czarnej Liście na skalę wszechświatową?

Omal się nie potykając, wycisnąłem całą siłę z nóg i wylądowałem w korytarzu prawie na wszystkich kończynach.

Pierwsze, co mi przyszło na myśl, to twarz Nagato. Ona na pewno wyjaśniłaby mi tę sytuację. Mimo wszystko to była Yuki Nagato, cicha i wszechpotężna kosmitka. Zawsze była w stanie przywrócić wszystko do ładu. Wcale nie przesadzam, mówiąc, że mam szansę przeżyć to dzięki Nagato.

Mam Nagato!

Ona ocali taką sierotę jak ja z tej pokręconej sytuacji!

Sala Nagato była w zasięgu wzroku. Nie biegnąc, doszedłem tam kilka sekund później. Nie mogąc o niczym myśleć, otworzyłem drzwi i błądziłem wzrokiem w poszukiwaniu drobnej, krótkowłosej postaci.

Tu jej nie ma.

Ale jest za wcześnie, żeby się poddawać. W porze lunchu pewnie jest w klubie i czyta książki. Choć nie było jej w klasie, stwierdzenie, że Nagato też zniknęła, byłoby niemądre.

Następną osobą, jaką miałem na myśli był Koizumi. Pokój klubu literackiego, znajdujący się w starym skrzydle, jest za daleko stąd. To samo tyczyło się sali drugiej klasy, do której chodziła Asahina. Szybciej będzie zejść piętro niżej do klasy 1-9. Itsuki Koizumi, tylko bądź tam! W żadnej innej sytuacji nie chciałbym zobaczyć tej jego wesolutkiej gęby.

Pokłusowałem przez korytarz, wbiegłem na schody prowadzące na dół, pokonując po trzy stopnie i skierowałem się w stronę klasy 1-9 w rogu budynku szkoły. Jednocześnie modliłem się, żeby ten koleś z supernaturalnymi mocami tam był.

Minąłem klasę 1-7, minąłem klasę 1-8 i tu powinna być klasa 1-9...

"Co? Jak to możliwe?"

Zatrzymałem się, powoli przyjmując fakt do wiadomości. Sprawdziłem raz jeszcze tabliczki na ścianie. Po lewej były klasy 1-8 i 1-7. A po prawej stronie klasy 1-8 był...

Plan wyjścia ewakuacyjnego.

Nic innego. Ani śladu czegokolwiek innego.

"Kto mógł przypuszczać, że coś takiego...?"

Nie mówiąc już o Koizumim.

Cała klasa 1-9 zniknęła.


Teraz miałem naprawdę związane ręce.

Kto mógłby przypuszczać, że sala, która jeszcze wczoraj istniała, dzisiaj zniknie? Tu już nie chodzi o jedną osobę, cała klasa została usunięta. Zupełnie tak, jakby budynek się skurczył. Bez względu na zapał i szybkość żadna ekipa remontowa nie mogłaby ukończyć tego w jedną noc. Gdzie się podziała klasa 1-9?

Olbrzymi szok kompletnie pozbawił mnie wyczucia czasu. Jeden Bóg wie, jak długo stałem przymarznięty do tego miejsca, zanim odzyskałem świadomość dzięki lekkiemu ukłuciu w plecy. Jak nieprzytomny słuchałem głosu nauczycielki biologii, wyglądającej jak pianka cukrowa.

"Co ty tu robisz? Lekcje się zaczęły! Wracaj do swojej klasy!"

Widocznie nie słyszałem dzwonka oznajmiającego koniec przerwy. Korytarz był już pusty i wzmocnił echem głos nauczycielki klasy 1-7.

Ruszyłem drżącym krokiem. Czas na ustalenie faktów minął. Machina została wprawiona w ruch. Pojawili się ci, którzy istnieć nie powinni, a ci, którzy powinni tu być, zniknęli. Zamiana Haruhi, Koizumiego i wszystkich uczniów klasy 1-9 za samą Asakurę nie wchodzi w grę!

"Co u diabła?"

Jeśli to nie mnie odbija, to świat oszalał.

Czyja to sprawka?

Czy to twoja, Haruhi?



Przez to wszystko nie zapamiętałem absolutnie niczego z popołudniowych lekcji. Wszystkie głosy i dźwięki wlatywały jednym uchem, wylatywały drugim, a komórki mózgowe odmawiały przyjmowania informacji. Nim się spostrzegłem, skończyła się nawet godzina wychowawcza i wszyscy wychodzili już do domów.

Byłem przerażony, nie tak bardzo przez samą Asakurę, skrobiącą coś za mną swoim długopisem, a raczej przez fakt, że ani Haruhi, ani Koizumiego nie było w szkole. Nawet próba dowiedzenia się czegokolwiek na ten temat od innych wkurzyła mnie ponad granice możliwości. "Nie mam bladego pojęcia". -za każdym razem, gdy słyszałem ten tekst, zanurzałem się coraz głębiej w bezdennym bagnie. Nie miałem nawet na tyle energii, żeby ruszyć tyłek z krzesła.

Taniguchi wrócił prosto do domu razem z Kunikidą, który wciąż martwił się o mnie. Asakura opuściła klasę, śmiejąc się w otoczeniu grupki koleżanek. Zanim wyszła, rzuciła mi spojrzenie ukazujące szczerą troskę o zdesperowanego kolegę, a mnie zakręciło się w głowie. Podejrzane. Tak jak pozostali.

Niemal wypchnięty przez woźnych, chcących spełnić swój obowiązek, ostatecznie znalazłem się na korytarzu z torbą w jednej ręce.

W końcu nie tu było moje miejsce po zakończeniu zajęć.

Z ciężkim sercem zszedłem schodami na dół, na pierwsze piętro. A tam ukazał mi się promyk światła, do którego zaraz pobiegłem.

"Asahina!"

Czy istnieje jakiś weselszy widok poza nią? W moją stronę z drugiego końca korytarza zmierzała moja bogini, mój miód dla oczu. Tym, co jeszcze bardziej powiększyło moją radość, była postać Tsuruyi idącej obok ślicznotki z dziecięcą twarzą. Radość olbrzymia jak żadna inna pozbawiła mnie na tę chwilę wrażliwości.

Powinienem być trochę bardziej rozważny.

Biegłem w stronę dwóch drugoklasistek z zawrotną prędkością i złapałem mocno Asahinę za ramiona, która spojrzała na mnie szeroko-otwartymi oczyma.

"He-eh?!"

Na twarzy miała wymalowane zaskoczenie, ale ja już gadałem jak nakręcony.

"Haruhi zniknęła! Klasa Koizumiego rozpłynęła się w powietrzu! Jeszcze nie znalazłem Nagato, ale Asakura jest tutaj, a sama szkoła stała się strasznie dziwna! Wciąż jesteś moją Asahiną, prawda?!"

Bach! To był odgłos torby Asahiny i zestawu kaligraficznego uderzających o podłogę.

"Ech? Ach, che... Ech. Cóż... Ale..."

"Więc jesteś Asahiną z przyszłości?"

"Z przyszłości? O co ci chodzi? I proszę... puść mnie."

Jama brzuszna zacieśniła mi się jeszcze bardziej. Asahina patrzyła na mnie jak oswojona impala, która właśnie zobaczyła dzikiego jaguara. Jej oczy niewątpliwie były przepełnione strachem, a tego obawiałem się najbardziej.

Gdy tak stałem zaskoczony, poczułem, jak ktoś wykręca mi rękę. Niezadowolone stawy odpowiedziały na to trzaskiem. Auć!

"Chwileczkę, młodzieńcze!"

Tsuruya złapała mnie za rękę, używając techniki z jednej ze starożytnych sztuk walki.

"Nie naskakuj tak na ludzi! Spójrz, moja biedna Mikuru cała się trzęsie!"

Ton jej głosu był wesoły, ale błysk oczu ostry jak miecz. Spojrzałem na Asahinę. Bez wątpienia wycofywała się zapłakana.

"Jesteś pierwszoklasistą z Fanklubu Mikuru? Ze wszystkim wiążą się pewne procedury, młodzieniaszku. Nie zaimponujesz mi, jak będziesz walił prosto z mostu."

Dreszcz psychologiczny, który czułem dziś tyle razy, przebiegł mi po kręgosłupie.

"Tsuruya..." - wciąż znajdując się pod wpływem bolesnego chwytu, wydobyłem z siebie głos.

Tsuruya patrzyła mi prosto w twarz, jakbym był dla niej absolutnie nieznajomy.

Tsuruya, ty też...?

"Hej, skąd ty mnie znasz? Swoją drogą, kim ty jesteś? Znajomym Mikuru?"

Zobaczyłem coś, czego na pewno nie chciałem widzieć. Kryjąc się za Tsuruyą, Asahina przyjrzała mi się uważniej i gwałtownie potrząsnęła głową.

"N... N... Nie znam go. E... Ech. Musiał pomylić mnie z kimś innym..."

Uderzyło mnie uczucie kompletnej porażki, tak jakbym dostał świadectwo kompletnego oblania tego roku akurat pod jego koniec. Oczy zaszły mi mgłą. Nie zareagowałbym wcale, gdyby ktoś inny miotał we mnie nawet najgorsze przekleństwa, ale słowa Asahiny były dla mnie największym ciosem, odkąd kuzynka, w której się kochałem, odeszła z innym chłopakiem.

Nie mogłem pomylić z kimś innym Asahiny, skoro nazwałem ją Asahiną, chyba że to Asahina z innego czasu... Och, już wiem! Był tylko jeden sposób na przekonanie się, czy to była ta Asahina, którą znam, zgadza się?

"Asahina."

Wolną ręką wskazałem własną pierś. W tej chwili chyba postradałem rozum. Usta same wypowiedziały następujące zdanie:

"Gdzieś tu na piersi powinnaś mieć znamię w kształcie gwiazdy. Masz ją? Jeśli ci to nie przeszkadza, sam sprawdzę..."

Zostałem uderzony z całej siły.

Pięścią Asahiny.

Asahina, zdezorientowana tym, co powiedziałem, z każdą sekundą robiła się coraz bardziej czerwona. Łzy nagromadziły się w jej oczach i powolnym ruchem nowicjuszki wymierzyła mi cios w twarz prawym prostym.

"Ughh" - z jej gardła wydobył się jęk, gdy uciekła.

"Hej, Mikuru! Ach, nieważne. A ty, młodzieniaszku, trzymaj swój zboczony smród przy sobie! Jakbyś nie wiedział, Mikuru jest bardzo wrażliwa! Jeśli odważysz się zrobić jej coś jeszcze, poczujesz moją furię!"

Tsuruya po raz ostatni nieprzyjemnie zacisnęła dłoń na moim nadgarstku, po czym podniosła torbę i zestaw kaligraficzny, przycisnęła je do piersi i pobiegła w pogoni za Asahiną.

"Hej, zaczekaj trochę... Mikuru--"

"..."

Ogłupiony patrzyłem, jak biegną, a w głowie zahuczał mi mroźny wiatr.

To koniec, niezaprzeczalnie koniec wszystkiego.

Czy przeżyję jakoś jutrzejszy dzień? Jeśli rzeczy, które powiedziałem Asahinie, rozejdą się po szkole, pojawi się więcej ludzi, którzy będą chcieli mnie zaatakować. Sam na ich miejscu bym tak zrobił. Może powinienem przygotować się psychicznie.



Zostałem zepchnięty na skraj mojej inteligencji. Zadzwoniłem na numer Haruhi tylko po to, by usłyszeć: "Numer, który wybrałeś, nie jest dostępny.". Nie znałem numeru jej telefonu domowego, a jej imienia nie było w dzienniku. Myślałem, że mógłbym pójść do niej do domu, ale po dłuższym zastanowieniu dotarło do mnie, że nigdy tam nie byłem. Uznałem, że to niesprawiedliwe, bo ona u mnie była, ale jest już za późno na takie wnioski.

Pomijając już zniknięcie klasy 1-9, poszedłem do sekretariatu, żeby dowiedzieć się, czy Koizumi albo Haruhi nie wzięli zwolnienia chorobowego. Oczywiście zaprzeczono. W żadnej klasie nie było uczennicy nazywającej się Haruhi Suzumiya. Nie było w tej szkole, ani nie będzie ucznia z wymiany Itsukiego Koizumiego. Tak słyszałem.

Byłem w sytuacji bez wyjścia.

Do czego to może prowadzić? Czy to była jakaś gra "Gdzie jest Haruhi" urządzona przez Haruhi? Czy chodziło w niej o to, by dowiedzieć się, gdzie znajduje się zaginiona Haruhi? Tylko że po co byłaby ta gra?

Idąc, myślałem. Dzięki ciosowi Asahiny, doznałem lekkiego orzeźwienia. Panika nie ma najmniejszego sensu. W takiej chwili potrzebny jest spokój. Spokój.

"Proszę, błagam cię." - wymamrotałem.

Miałem tylko jedną możliwość. To ostatnia deska ratunku, ostateczna linia obrony. Jeśli ona zawiedzie, to będzie koniec. Koniec gry.

Pokój klubu literackiego, znajdujący się w skrzydle klubów, nazywanym przeważnie Starym Skrzydłem.

Jeśli nie będzie tam Nagato, co mi pozostanie?

Stopniowo zwalniałem tempo i zmierzałem spokojnie do pokoju klubowego, przez cały czas się uspokajając. Po kilku minutach stałem przed starymi i podniszczonymi drewnianymi drzwiami. Położyłem dłoń na klatce piersiowej, sprawdzając puls. Nie była to może prawdziwa operacja, ale pomogła zdecydowanie bardziej niż przerwa na lunch. Prawdopodobnie moje zmysły stały się kompletnie nieczułe po napotkaniu tylu anomalii. Nie miałem innej możliwości. Pozostało mi wejść w odmęty tej chmury ciemności, mając w głowie najgorszy możliwy scenariusz.

Bez pukania otworzyłem drzwi na oścież.

"...!"

I zobaczyłem drobną postać siedzącą na składanym krześle z książką otwartą na rogu długiego stołu przed nią.

To była Yuki Nagato przyglądająca mi się przez okulary z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i otwartymi ustami.


Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Copyright © 2013