Serię Colin McRae Rally można chyba śmiało określić mianem "matki gier
rajdowych". Wszystko zaczęło się, gdy pod koniec roku 1998, Codemasters wydało
pierwszą serię tej gry. Druga, którą przedstawia właśnie ta recenzja, ukazała
się prawie dokładnie dwa lata później.
Gra oferuje dwa tryby rozgrywki: zręcznościowy i rajd. Pierwszy z nich polega na
jeździe w kółko po zamkniętym torze wraz z pięcioma przeciwnikami jednocześnie i
ma charakter czysto zręcznościowy. Drugi natomiast jest znacznie ciekawszy,
ponieważ pozwala nam rozegrać m.in. sezon mistrzostw świata.
Startujemy w nim w ośmiu eliminacjach na terenie różnych krajów. W zależności od
wybranego stopnia trudności, zmienia się poziom umiejętności naszych
przeciwników jak również ilość odcinków specjalnych przypadających ma każdą
eliminację. Może ich być 4, 8 lub 10. Dodatkowo podczas niektórych rajdów
występuje jeden superoes z torem do jazdy równoległej. W sumie odcinków
specjalnych jest ponad 80, jednak w części z nich są tylko pozamieniane punkty
start-meta.
Programiści przygotowali dla nas 6 pojazdów WRC. Są wśród nich: Subaru Impreza,
Peugeot 206, Mitsubishi Lancer, Ford Focus, Toyota Corolla oraz Seat Cordoba.
Opisane są zaledwie dwoma współczynnikami: moc i masa. Mimo że pierwszy jest u
wszystkich identyczny, bowiem samochód WRC ma 300KM, a masa jest wyższa o 30kg
tylko w przypadku Lancera, to każdy samochód prowadzi się inaczej. Mi do gustu
najbardziej przypadł Peugeot 206.
W miarę postępów w naszej karierze odblokowujemy historyczne wozy, które
startowały w rajdach przed laty. To gratka dla wszystkich miłośników dawnej
motoryzacji, bowiem możemy stanąć na starcie rajdu taką legendą jak Sierra
Cosworth (podobna do tej, jaką niegdyś startował nieżyjący już Marian
Bublewicz), Lancia Delta Integrale czy Peugeot 205 T16.
Podczas przejeżdżania odcinków specjalnych należy wykazać się nie lada
ostrożnością. Samochody ulegają zniszczeniom, więc czasem warto przyhamować i
stracić ułamek sekundy, niż dojechać zdezelowaną rajdówką do końca odcinka.
Jeśli uszkodzimy samochód zbyt mocno, może zabraknąć nam czasu, by wykonać
naprawy, na które przysługuje nam 60 minut, a jazda z "wypadającymi" biegami nie
należy do najprzyjemniejszych. Niestety, nie da się nie ukończyć rajdu z powodu
zniszczeń. Samochód zawsze, wolno, bo wolno, ale będzie toczył się do przodu.
Niestety programiści zaliczyli też wpadkę, projektując system kolizji. Zdarza
się, że drzewko, które ledwo odrosło od ziemi, lub najzwyklejszy znak drogowy
mają wytrzymałość schronu przeciwpancernego i są w stanie zatrzymać w miejscu, a
przy tym poważnie uszkodzić, ponad tonę rozpędzonej do 200 km/h blachy.
Grafika, jak na grę, która wkrótce będzie świętowała dziesięciolecie od
premiery, prezentuje się wciąż ładnie i nie odrzuca od ekranu. Niestety, na
monitorach panoramicznych ekran gry zostaje rozciągnięty, co nie wygląda
korzystnie.
Udźwiękowienie jest przyjemne. Podczas rozgrywki nie uświadczymy muzyki, ale
jest ona zupełnie niepotrzebna. Tu liczy się tylko ryk silnika i wskazówki
pilota. Warto dodać, że polskiej wersji na fotelu pasażera zasiada Krzysztof
Hołowczyc i to właśnie z jego ust słyszymy "prawy dwa, nie ciąć".
Świetnie gra się też on-line z żywym przeciwnikiem. Tryb sieciowy nie jest
dopracowany tak, jak w dzisiejszych produkcjach, ale gra z kolegą, który również
jest maniakiem rajdów, daje wiele radości.
Wiadomo, że są lepsze i nowsze gry rajdowe, które cechują się większym realizmem, choćby Richard Burns Rally, ale i tak do Colina McRae Rally 2 co jakiś czas wracam. Jest w tej produkcji coś, co
przyciąga jak magnes.
|
|