Deszcz zacinał na okna, a silny wiatr wydawał złowrogi dźwięk. Las wokół rezydencji szumiał, jakby żyły w nim demony.
"Ale pech. Że też akurat teraz musiał rozpętać się sztorm." - powiedziała Haruhi, z przygnębieniem patrząc przez okno.
Zebraliśmy się w jej pokoju, omawiając, jak powinniśmy spędzić dzisiejszy dzień.
Było to tuż po śniadaniu, na którym nie zjawił się pan Keiichi. Pan Arakawa powiedział, że właściciel rano źle się czuje, więc rzadko wstaje wcześnie.
Haruhi zwróciła się do nas:
"Więc teraz jesteśmy na naprawdę samotnej wyspie. To wydarzenie życia. Może wreszcie coś się stanie!"
Asahina dyszała i wodziła wzrokiem po pokoju, a Koizumi i Nagato jak zwykle wyglądali na niezainteresowanych.
Jeszcze wczoraj morze było spokojne. Dziś wpisywało się w normy tsunami, więc nie było możliwości, by jakikolwiek statek mógł stąd odpłynąć, lub tu przypłynąć. Jeśli ta sytuacja się przeciągnie do pojutrza, naprawdę będziemy musieli zostać tu wbrew naszej woli, za to zgodnie z życzeniem Haruhi. Zamknięty krąg, tak?
Koizumi rzucił uśmiech, starając się wszystkich uspokoić.
"Burza zdaje się szybko poruszać. Myślę, że pojutrze będzie już lepiej. Jak to mówią, burza szybko przychodzi i szybko znika."
Mógł mieć rację. Ale we wczorajszej prognozie pogody nic nie mówili o sztormie! Czyj umysł ją stworzył?!
"To przypadek." - powiedział lekko Koizumi.
"To normalne zjawisko naturalne, z którym stykamy się każdego lata. Każdego roku nawiedza nas jakiś tajfun."
"Mieliśmy zwiedzić całą wyspę, ale chyba będziemy musieli sobie odpuścić." - powiedziała Haruhi z goryczą w głosie.
"W takim razie wymyślmy jakieś gry, w które możemy grać wewnątrz budynku."
Haruhi chyba kompletnie zapomniała o pierwotnym celu tej wycieczki i położyła nacisk na zabawę. Było się z czego cieszyć, bo nie miałem ochoty na chodzenie po wyspie i szukanie niezidentyfikowanych istot wyrzuconych przez morze na plażę.
"O ile dobrze pamiętam jest tu salon gier. Pójdę zapytać pana Keiichiego, czy może go nam udostępnić. Co wolicie? Mah Jong czy bilard? Może jeśli poprosimy dostaniemy stół do snookera." - zaproponował Koizumi.
"Zagrajmy więc w tenisa stołowego! Wyłonimy pierwszego zwycięzce Brygady SOS! Przykro mi za tych, którzy chcą grać w bilard. W drodze powrotnej do domu stawiają drinki. No nie wahajcie się!" - przytaknęła Haruhi.
Salon gier mieścił się w piwnicy. W obszernej sali stał stół do Mah Jong i stół bilardowy. Był tam nawet kącik z ruletką i bakaratem. Czy krewni Koizumiego prowadzą tu jakieś tajne kasyno?
"I co o tym sądzisz?" - rzucił Koizumi z głupim uśmiechem, wyciągając stół do snookera spod ściany.
Swoją drogą, po zaciętej walce ze mną Haruhi wygrała turniej tenisa stołowego. Potem odbył się konkurs w Mah Jong, ale prócz Koizumiego nikt w Brygadzie nie wiedział, jak w to grać, więc musieliśmy uczyć się w trakcie. Dołączyli też do nas bracia Tamaru więc zrobiło się żywiej. Haruhi wypaczyła zasady i stworzyła takie, które jej pasowały, wygrywając układami "Nishoku Zetsu Ichimon", "Chantamodoki", "Iishanten Paralysis" itd. Nieźle się przy tym uśmiałem, więc niech jej będzie. Przecież i tak nie graliśmy o pieniądze.
"Ron! To około dziesięciu tysięcy punktów!"
"Suzumiya, to yakuman."
Potajemnie westchnąłem. Być może lepiej było dostrzegać jasną stronę i cieszyć się zabawą, jaką przyniosła nam ta wycieczka. W obecnej sytuacji mało prawdopodobne jest, by nagle pojawił się jakiś potwór morski, lub zawitali do nas mieszkańcy lasu. Przecież to samotna wyspa z dala od lądu. Nikt z zewnątrz tak łatwo się tu nie dostanie.
Postanowiłem myśleć w ten sposób i zrelaksować się. Koizumi dobrze zna pana Keiichiego Tamaru, Yutakę, pana Arakawę i panienkę Mori. Wszyscy zdają się być normalni. Wciąż brakuje nam warunków, by dotknęło nas tajemnicze wydarzenie.
Miałem nadzieję, że wszystko idzie dobrze. W głębi serca głęboko się o to modliłem.
Jednak bogowie nigdy nie odpowiadali na moje modlitwy.
Wszystko zaczęło się rankiem trzeciego dnia.
Cały drugi dzień spędziliśmy na zabawie i jedzeniu, a gdy pogoda pod wieczór jeszcze się pogorszyła, ponownie zawitaliśmy w jadalni. Trzeciego dnia ledwo obudziłem się z bolącą od kaca głową. Pewnie gdyby Koizumi nie poodnosił nas do pokojów, spałbym w jadalni z Haruhi i Asahiną.
Rozsunąłem zasłony. Burza szalała dalej.
"Ciekawe, czy jutro będziemy mogli wrócić."
Obmyłem twarz zimną wodą, starając się utrzymać prosty tor chodu. Powoli zszedłem po schodach, nie chcąc się potknąć i stoczyć na dół.
W jadalni siedziały już Haruhi i Asahina z równie zmarnowanymi twarzami jak moja. Koizumi i Nagato wyglądali normalnie.
Bracia Tamaru jeszcze nie zeszli. Może wyczerpali swoje siły po dwudniowym maratonie picia? Pamiętam, jak Haruhi nalewała wino przez ich okulary. Lekkomyślna na trzeźwo Haruhi, pijana stawała się jeszcze gorsza, a jej wybryki zeszłej nocy tylko pogłębiły mój ból głowy. Postanowiłem, że nie będę już pił bez umiaru.
"Nie chce już wina." - rzekła, marszcząc brwi Haruhi, jakby wyciągnęła wnioski z lekcji.
"Nie wiem dlaczego, ale nie pamiętam niczego, co działo się po kolacji. Szkoda, nie? Czuję się, jakbym straciła mnóstwo czasu. Nie chcę już się upijać. Dziś robimy sobie wieczór bez alkoholu."
Licealiści nie powinni się upijać. Może powinienem pochwalić Haruhi za to, że choć raz powiedziała coś odpowiedzialnego? Chociaż pijana Ashina była tak ponętna, że nie miałbym nic przeciwko powtórzeniu tego.
"Postanowione!"
Koizumi skinął głową i rzekł do panienki Mori, gdy wjeżdżała wózkiem z naszym śniadaniem:
"Dziś nie będziemy potrzebowali wina. Przygotuj nam sok, proszę."
"Rozumiem."
Panienka Mori ukłoniła się zaczęła nakładać nam boczek i smażone jajka.
Yutaka nie pojawił się jeszcze, chociaż już zjedliśmy śniadanie. O ile pan Keiichi zwykle rano źle się czuje, to nieobecność Yutaki jest dziwna. Wtedy właśnie:
"Przepraszamy."
Pan Arakawa i panienka Mori pojawili się przed nami. Zauważyłem zakłopotaną twarz zwykle spokojnego kamerdynera. Miałem złe przeczucia.
"Coś się stało?" - zapytał Koizumi.
"Jakiś problem?"
"Tak." - odpowiedział pan Arakawa.
"Myślę, że to problem. Kazałem Mori sprawdzić pokój Yutaki."
Panienka Mori skinęła głową, a pan Arakawa ciągnął dalej:
"Ponieważ drzwi nie były zamknięte na klucz, otworzyłem je i zauważyłem, że Yutaki nie ma w środku."
Głosem czystym i mocnym jak dźwięk dzwonu odezwała się panienka Mori, patrząc na obrus:
"Pokój był pusty, a łóżko w stanie, jakby w ogóle na nim nie spał."
"Próbowałam skontaktować się z pokojem właściciela przez interkom, ale nikt nie odpowiedział."
Haruhi z wrażenia aż upuściła szklankę soku.
"Co to znaczy? Yutaka zniknął, a pan Keiichi się nie odzywa?"
"Mówiąc wprost - tak."
"A nie możecie wejść do pokoju pana Keiichiego? Nie macie zapasowego klucza?"
"Mamy klucze do wszystkich pomieszczeń łącznie z sypialnią właściciela. Ale w swoim gabinecie ma wiele dokumentów związanych z pracą i dla bezpieczeństwa ten jeden klucz ma tylko on."
Złe myśli zaczęły napływać do mnie niczym ciemne chmury na niebie, zakrywając dwie trzecie mojego serca. Właściciel posiadłości, który się nie obudził, i jego brat, który zniknął.
Pan Arakawa skłonił się lekko.
"Chciałbym za chwilę przejść do pokoju właściciela. Czy moglibyście mi towarzyszyć? Mam nadzieję, że się nie mylę, ale mam złe przeczucia."
Haruhi szybko pokazała mi coś wzrokiem. Co ona chciała powiedzieć?
"Może powinniśmy iść razem."
Koizumi wstał bez wahania.
"Może tak źle się czuje, że nie może wstać z łóżka. Pewnie trzeba będzie wyważyć drzwi."
Haruhi aż podskoczyła na krześle.
"Kyon, idziemy! Jestem niespokojna. Yuki i Mikuru, wy też chodźcie!"
W tej chwili na twarzy Haruhi pojawiła się niespotykana powaga.
Pozwolę sobie pokrótce opowiedzieć, co stało się później.
Pokój pana Keiichiego znajdował się na trzecim piętrze. Na pukanie nikt nie odpowiadał. Koizumi próbował przekręcać gałkę, ale drzwi się nie otwierały. Stały jak mur, uniemożliwiając nam wejście.
Nim tu przyszliśmy, wcześniej udaliśmy się do pokoju Yutaki Tamaru. Było tak, jak mówiła panienka Mori. Łóżko wyglądało, jakby nikt na nim nie spał. Gdzie on się podział? Czy wraz ze swoim bratem ukrywa się teraz w pokoju?
"Jest zamknięty od wewnątrz, czyli ktoś musi być w środku."
Koizumi trzymał się za podbródek i wyglądał na głęboko zamyślonego.
"Chyba nie mamy wyboru. Będziemy musieli wyważyć drzwi. Być może zagrożone jest czyjeś życie." - rzekł silnym i poważnym tonem.
Ustawiliśmy się odpowiednio i niczym zawodnicy rugby staranowaliśmy drzwi. Nagato pewnie mogłaby otworzyć je dotknięciem palca, ale stosowanie magii na oczach wszystkich nie byłoby właściwe. Pod czujnym okiem trzech dziewczyn z Brygady SOS i panienki Mori, w trójkę, wraz z Koizumim i panem Arakawą, naparliśmy trzykrotnie na drzwi. Aż moje barki błagały o litość.
W końcu drzwi otworzyły się z impetem.
Tracąc równowagę, ja, Koizumi i pan Arakawa, wpadliśmy z rozpędu do pokoju.
I wtedy...
Tak, wracamy do sceny z początku opowieści. Wstęp zajął dużo czasu. Wróćmy więc do chwili obecnej.
Po długiej retrospekcji powoli odsunąłem wzrok od ugodzonego nożem pana Keiichiego i spojrzałem w kierunku wyważonych drzwi. Posiadłość jest zupełnie nowa, więc i drzwi błyszczały nowością.
Nie powinienem w takiej sytuacji myśleć o rzeczach bez znaczenia.
Pan Arakawa uklęknął przy ciele swojego chlebodawcy, dotykając palcem jego szyi, a następnie powoli uniósł wzrok w naszym kierunku.
"Odszedł od nas."
Być może ze względu na swój zawód brzmiał bardzo ponuro.
"Ach!"
Asahina klęknęła na podłodze, wyglądając na wyczerpaną, co jest zupełnie zrozumiałe, bo sam tak się czułem. W sztywnej wypowiedzi Nagato szukałem zbawienia:
"To poważna sprawa."
Koizumi podszedł do pana Keiichiego i uklęknął naprzeciw pana Arakawy, starannie badając koszulę pana Keiichiego, na której czerwony płyn tworzył nieregularny wzór.
"Co?!" - krzyknąłem.
Spojrzałem na jego rękę i zobaczyłem notes w kieszeni koszuli. Ostrze musiało przejść przez niego i wbić się prosto w serce. Sprawca musiał użyć ogromnej siły, by to zrobić. Nie sądzę, by mogła dokonać tego jakaś dziewczyna prócz Haruhi, która nie raz udowodniła, że posiada niewiarygodną moc.
Głos Koizumiego wprowadził nastrój smutku:
"Teraz musimy zostawić miejsce zbrodni w nienaruszonym stanie."
"Mikuru, dobrze się czujesz?"
Nic dziwnego, że Haruhi się o nią martwiła, bowiem Asahina była bliska omdlenia. Z zamkniętymi oczami ledwo klęczała na podłodze obok cienkich nóg Nagato.
"Yuki, zaprowadź Mikuru do mojego pokoju! Weź ją pod ramię."
Haruhi powiedziała coś z sensem, więc mogło to oznaczać, że była zaniepokojona. Z pomocą jej i Nagato Asahina powoli zniknęła w korytarzu.
Po upewnieniu się, że odeszły, zacząłem obserwować otoczenie.
Pan Arakawa złożył ręce i pomodlił się za swojego pracodawcę, a panienka Mori spuściła głowę ze smutną miną. Yutaka wciąż się nie zjawił, a nawałnica trwała w najlepsze.
"Teraz" - rzekł do mnie Koizumi - "musimy pomyśleć, co mogło się wydarzyć."
"Co masz na myśli?" - zapytałem.
Koizumiemu na usta wrócił jego firmowy uśmiech.
"Jeszcze sobie tego nie uświadomiłeś? To prawdziwy zamknięty krąg."
Wiedziałem to już znacznie wcześniej.
"To mi wygląda na morderstwo."
No raczej nie na samobójstwo.
"Poza tym ten pokój był zamknięty."
Odwróciłem się i zauważyłem, że wszystkie okna są zaryglowane od wewnątrz.
"Jak sprawca miałby dokonać czynu i uciec z pomieszczenia, do którego nawet nie dało się wejść?"
"Dlaczego nie zapytasz podejrzanego?!"
"Masz rację." - przytaknął Koizumi - "Lepiej zapytać Yutaki."
Koizumi poprosił pana Arakawę o wezwanie policji, a następnie odwrócił się do mnie i rzekł:
"Czekaj w pokoju Suzumiyi. Przyjdę najszybciej, jak będę mógł."
I to był chyba dobry pomysł, ponieważ i tak zbyt wiele nie mogłem zrobić.
Zapukałem do drzwi.
"Kto tam?"
"To ja."
Drzwi otworzyły się lekko, a zza nich wyjrzała Haruhi. Wpuściła mnie do środka z zakłopotanym wyrazem twarzy.
"Gdzie jest Koizumi?"
"Zaraz przyjdzie."
Asahina spała na jednym z dwuosobowych łóżek. Jej twarz aż zachęcała wędrownego księcia, by przyszedł i ją pocałował. Ale jej pełny bólu wyrazy twarzy zdradzał raczej objawy śpiączki. Wielka szkoda.
Obok niej siedziała Nagato, jakby czuwała nad trumną. Dobra robota! Nie zostawiaj Asahiny samej.
"Co o tym myślisz?" - Haruhi skierowała pytanie chyba do mnie.
"O czym?"
"O śmierci pana Keiichiego. To morderstwo, prawda?"
Obiektywnie rzecz biorąc, to chyba oczywiste, prawda? Siłą wtargnęliśmy do pokoju, a właściciel leżał na podłodze z nożem w klatce piersiowej. Morderstwo miało miejsce w środku zamkniętego pokoju na wyspie odciętej od świata przez nawałnicę. To zbyt skomplikowane.
"Tak to wygląda."
Czas zatrzymał się na kilka sekund. Po chwili Haruhi westchnęła głęboko i rzuciła coś w rodzaju odpowiedzi:
"Hmm."
Przyłożyła dłoń do skroni i usiadła na łóżku.
"Jak to możliwe? Nigdy bym nie przypuszczała, że wszystko rozwinie się w ten sposób." - szepnęła cicho.
Powinienem cię chyba zapytać, czy to nie ty czekałaś na takie wydarzenie.
"Ale nigdy nie myślałam, że to naprawdę się wydarzy!"
Skrzywiła się i zmieniła ton wypowiedzi. Wydawała się być zakłopotana tym, w jaki sposób powinna brzmieć. Poczułem swego rodzaju ulgę, bo chyba nie pragnęła wywołać takich wydarzeń, a ja nie mam zamiaru być drugą ofiarą.
Spojrzałem na Asahinę, która spała z miną anioła.
"Chyba nic jej nie jest. Tylko zemdlała. Zazdroszczę jej tak bezpośredniej reakcji. Było wiadome, że tak to przeżyje. Lepsze to niż atak histerii." - powiedziała Haruhi bezmyślnie.
Morderstwo na odciętej od świata wyspie w zamkniętym pokoju. Jakie są szanse, by coś takiego przytrafiło się nam na wycieczce? Jesteśmy Brygadą SOS, a nie grupą okultystycznych maniaków czy kółkiem miłośników powieści paranormalnych. Szukanie tajemniczych zdarzeń było głównym powodem, dla którego Haruhi założyła Brygadę, więc takie wydarzenie wpisywało się wprawdzie w ramy jej funkcjonowania. Oczywiście co innego założenia, a co innego rzeczywiste doświadczenie.
Czy to się stało dlatego, że Haruhi tego oczekiwała?
"Rany, to takie frustrujące."
Haruhi zeskoczyła ze swojego łóżka i zaczęła chodzić po pokoju.
Wyglądała mi na dzieciaka, który chciał wykręcić żart primaaprilisowy, ale przesadził i teraz jest zakłopotany. Zdawała się być kompletnie zaskoczona, co nurtowało również mnie.
Co powinniśmy zrobić?
Gdyby to było możliwe, chciałbym położyć się obok Asahiny, ale w tej chwili ucieczka od rzeczywistości była bezcelowa. Musi być jakiś sposób, żeby sobie z tym poradzić. Co zamierza zrobić Koizumi?
"Przecież mimo wszystko nie możemy tak bezczynnie siedzieć!"
Mimo wszystko?
Spojrzała na mnie poważnym wzrokiem i z błyskiem w oczach.
"Muszę coś potwierdzić, Kyon. Chodź ze mną."
"Naprawdę nie chcę zostawiać tu Asahiny samej."
"Yuki przy niej będzie, więc nie masz się o co martwić."
"Yuki zamknij drzwi i nikogo nie wpuszczaj, rozumiesz?"
Nagato, zachowując spokój, spojrzała na mnie i na Haruhi.
"Rozumiem." - odpowiedziała, nie zmieniając tonu.
Para przenikliwych oczu nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. Nagato skinęła głową w sposób, który tylko ja mogłem dojrzeć i zrozumieć, potwierdzając mój tok myślenia.
Nie sądzę, by mnie i Haruhi miało stać się coś złego, prawda? Jeśli stanie się coś zabawnego, Nagato nie będzie musiała interweniować. Wiedziałem to, pamiętając, co wydarzyło się z przewodniczącym Kółka Komputerowego.
"Chodźmy, Kyon."
Haruhi złapała mnie za rękę i wyciągnęła na korytarz.
"Ale dokąd?"
"Do pokoju pana Keiichiego! Wszystkiemu się jeszcze nie przyjrzałam, więc muszę sprawdzić wszystko jeszcze raz."
Zawahałem się na widok pana Keiichiego leżącego na podłodze z nożem w piersi i koszulą przesiąkniętą krwią. Nie było czym się zachwycać.
Haruhi podeszła i powiedziała:
"Teraz musimy się dowiedzieć, gdzie jest Yutaka. Może wciąż być w budynku, chyba że..."
Sprawa jest poważna, a skoro Yutaka nie ma z nią nic wspólnego, nie ma też powodu, by się ukrywać. Mogą być tylko dwa powody jego nieobecności.
Haruhi pociągnęła mnie schodami do góry i powiedziała:
"Albo Yutaka jest mordercą i uciekł z miejsca zbrodni, albo jest ofiarą, prawda?
"Tak, ale jeśli nie jest mordercą, to sprawa się komplikuje."
"Bez względu na to, kto to zrobił, jest to wkurzające."
Haruhi spojrzała na mnie z ukosa.
"Kyon, w posiadłości prócz braci Tamaru został tylko pan Arakawa, panienka Mori i nasza piątka. Czy ktoś może być podejrzany? Nie chciałabym rzucać cienia na własną Brygadę i nie chcę oddawać jej członków w ręce policji."
Mówiła bardzo spokojnie.
Rozumiem. Martwisz się, że ktoś z nas może być mordercą, tak? Nawet nie rozważałem takiej możliwości. Asahina była poza wszelkimi podejrzeniami, a Nagato mogłaby zrobić to w bardziej efektywny sposób. Co do Koizumiego... No tak, on był najbliżej pana Tamaru. Mówił, że to jego daleki krewny, więc w porównaniu do nas, obcych, na pewno łączyło go z ofiarą coś więcej niż nas.
"Nie."
Stuknąłem się lekko w głowę.
Koizumi nie jest głupi. Nie zrobiłby czegoś takiego. Nie wierzę, że mógłby zabić kogoś, by spełnić warunki zamkniętego kręgu. Nie jest tak głupi.
Nie trzeba nikogo innego, by poszedł takim tokiem myślenia. Mamy już Haruhi.
Przed pokojem pana Keiichiego na trzecim piętrze stał pan Arakawa.
"Wezwałem policję. Zabroniono mi kogokolwiek wpuszczać do środka."
Opuścił głowę. Wyważone drzwi leżały na swoim miejscu. Przez ramię pana Arakawy ledwo mogłem dojrzeć choć palec pana Keiichiego.
"Kiedy przyjedzie policja?" - zapytała Haruhi.
"Gdy pogoda się uspokoi. Według prognozy ma to nastąpić jutro po południu, więc myślę, że wtedy dotrą." - odpowiedział pan Arakawa.
"Hmmm."
Haruhi okazjonalnie zerkała do pokoju.
"Chciałabym o coś zapytać."
"Tak?"
"Czy pan Keiichi i Yutaka dobrze się ze sobą dogadywali?"
Wyraz twarzy pana Arakawy nieco się zmienił.
"Szczerze mówiąc, nie jestem pewny. Pracuję tu od tygodnia."
"Od tygodnia?!" - krzyknąłem wraz z Haruhi.
Pan Arakawa skinął głową bez skrzywienia.
"Tak, jestem tu tylko kamerdynerem zatrudnionym na umowę. Pracuję tu tylko przez dwa tygodnie w lecie."
"Czyli pan tu tylko pracuje i nigdy wcześniej nie był pan przy panu Keiichim?"
"Tak."
Więc pan Arakawa jest tylko pracownikiem wynajętym przez właściciela posiadłości. Skoro tak, to może...
Haruhi zadała pytanie, które mi również cisnęło się na usta.
"Czy panienka Mori też jest tylko wynajętą pokojówką?"
"Oczywiście. Również została zatrudniona na te dwa tygodnie."
Więc pan Keiichi w tak rozrzutny sposób zatrudnia kamerdynera i pokojówkę na zaledwie dwa tygodnie lata. Myślałem, że dość zwyczajnie wydaje pieniądze, ale żeby tak zatrudniać pracowników...
Jak szybko do tego doszedłem, tak szybko zaraz zrezygnowałem z tych myśli. Ostrożnie przyjrzałem się twarzy pana Arakawy. Wyglądał jak starszy dżentelmen w lśniącej zbroi i takie też sprawiał wrażenie, ale...
Nie odezwałem się słowem, ale dla siebie zachowałem pewne wnioski. Zapytam później.
"Więc nie ma tu pracowników zatrudnionych na stałe. Widać, nauczyłam się dziś czegoś nowego."
Jak to nowego? Haruhi skinęła głową, jakby wszystko nagle zrozumiała.
"Skoro nie możemy wejść do pokoju, nie mamy tu nic do roboty. Kyon, idziemy dalej."
Pociągnęła mnie za rękę i ruszyła do przodu.
"Dokąd teraz idziemy?"
"Na zewnątrz, zobaczyć, czy łódź nie zniknęła."
Naprawdę nie miałem ochoty, by włóczyć się z Haruhi po okolicy w tak deszczowym dniu.
"Wierzę tylko w to, co widzę. Ważne informacje zazwyczaj giną w gąszczu innych informacji. Słuchaj, Kyon, najważniejsze są fakty z pierwszej ręki. Świadkom nie ma co wierzyć."
W pewnym sensie miała rację. Ale czy prócz tego, co widzimy, nie możemy uwierzyć w nic innego?
Gdy zastanawiałem się nad skutecznością przekazu informacji, Haruhi zaciągnęła mnie na pierwsze piętro, gdzie przy schodach stała panienka Mori.
|