Co można powiedzieć w roku 2010 o grze, która premierę miała przed jedenastoma laty? Na pewno nie to, że jest innowacyjna, bo znamy lepsze rozwiązania. Grafiką też zachwycać nie może, a i spektakularnego modelu sterowania w niej nie uświadczymy.
Więc czego można wymagać od gry z ubiegłego stulecia? Na pewno namiastki tego, co czuliśmy, grając kilkanaście lat temu.
Initial D na konsolę PSX nie jest może grą, która przypomni nam nieśmiertelne pojedynki w Destruction Derby, pierwszego czy drugiego NFS'a, ale można jej poświęcić kilkadziesiąt minut uwagi.
No właśnie, dlaczego tylko kilkadziesiąt? Przecież to Initial D!
Otóż tu wychodzi na jaw pierwszy mankament gry - bardzo krótka rozgrywka w trybie "Story". Zaczyna się ona, tak jak znamy to z mangi czy anime, wyścigiem z żółtą FC. Później kolejno przychodzi nam zmierzyć
się z GTR, Sil80 itd. Całość można ukończyć w 60 minut, wliczając w to statyczne wstawki, niestety w języku japońskim. Same w sobie są bardzo ładne i z łatwością poznamy Takumiego, Ryousuke czy Mako, ale
nie można ich "przeklikać". Gdyby się dało, przejście całego głównego trybu gry zajęłoby nam 30 minut.
W menu do wyboru mamy Story, Free running i Practice. Istnieje przy tym możliwość zmierzenia się z kolegą na podzielonym ekranie.
Z początku mamy do wyboru tylko AE86 głównego bohatera, ale wraz z postępami odkrywamy nowe pojazdy znane z mangi i anime.
Co do toku fabuły to w pewnych miejscach zbacza ona z mangowych torów i kilka ostatnich wyścigów może być dla nas małym zaskoczeniem.
Kilka słów należy się także oprawie graficznej, dźwiękowej i sterowaniu.
Przez lata ciągłego udoskonalania technologii przywykliśmy do gładkich krawędzi, fotorealistycznego odwzorowania otoczenia i wszelkiego rodzaju dodatków, które mają sprawić, że gra lepiej wygląda niż jest tego warta.
Szczerze można powiedzieć, że grafika nie powala i w grach z tamtych lat bywała lepsza. Jest gorzej niż w Gran Turismo, ale bez problemu rozpoznamy samochody. Tła są kanciaste i pełne szorstkich krawędzi a trasy nie są odwzorowane z pieczołowitą dokładnością. Zakręty są szerokie, co pozwala nam pokonywać je z dużymi prędkościami i efektownymi, długimi poślizgami. Cały system sterowania jest czysto zręcznościowy - byle do przodu - i można go opanować już w pierwszym wyścigu. Uderzenia w bandy lub inne samochody jedynie nas spowalniają, nie powodując żadnych uszkodzeń. Do zmagań przygrywa nam miła uchu muzyka, aczkolwiek nie jest to eurobeat. Ciekawostką jest fakt, iż po przekroczeniu 100km/h można usłyszeć dobrze znany nam dzwoneczek.
Grając, spotkałem się też z pewnym błędem. Otóż na moim PS2 nie mogę zapisać stanu gry. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje.
Podsumowując: jeśli zbyt dużo oczekujesz, to się zawiedziesz. Jeśli natomiast potraktujesz tę grę jako zręcznościówkę z ubiegłej dekady i zagrasz z kolegą, który tak samo ją potraktuje, to może wspólne zmagania przyćmią większość wad tej gry.
|
|