"Jesteś tu..."
Westchnąłem po części z rezygnacją i po części z ulgą, po czym zamknąłem za sobą drzwi. Nagato jak zwykle nic nie powiedziała, ale nie mogłem się rozluźnić i cieszyć. Nagato, którą znałem, nie nosiła okularów od incydentu z Asakurą. Jednakże to są te same okulary, które nosiła jakiś czas temu. Zastanowiłem się raz jeszcze, ale Nagato wyglądała lepiej bez okularów. Tak już wolę.
Co więcej, wyraz twarzy też się nie zgadzał. Co on miał znaczyć? Tak jakby członkini klubu literackiego była zaskoczona przez wchodzącego bez ostrzeżenia ucznia, którego wcale nie znała? Skąd to zaskoczenie? Czy to nie jak najmniejszy wachlarz uczuć był cechą charakterystyczną Nagato?
"Nagato..."
Mając w głowie jeszcze świeżą lekcję od Asahiny, udało mi się powstrzymać gotową-do-rzucenia-się na Nagato górną część ciała i podszedłem do stołu.
"Co?"
Odpowiedziała Nagato, nie drgnąwszy ani trochę.
"Powiedz mi. Czy mnie znasz?"
Zwęziła usta i poprawiła okulary na nosie. A potem nastała długa cisza.
Już myślałem o poddaniu się i znalezieniu sobie klasztoru, dzięki któremu uciekłbym z tego świata, gdy usłyszałem odpowiedź.
"Znam cię."
Wzrok Nagato zatrzymał się na mojej klatce piersiowej. Moja nadzieja wzrosła. Ta Nagato może być tą, którą znam.
"Właściwie, ja też trochę o tobie wiem. Wysłuchasz mnie przez chwilę?"
"..."
"Nie jesteś człowiekiem, ale organicznym androidem stworzonym przez obcych. Kilkakrotnie używałaś imponujących mocy, tak jakby magii, na przykład samonaprowadzającego kija baseballowego i przeniesienia do Przestrzeni Jaskiniowego Świerszcza..."
Jak tylko zacząłem mówić, wstąpiło we mnie uczucie żalu. Nagato robiła dziwną minę. Oczy i usta miała otwarte, a jej wzrok błądził po moich barkach. Atmosfera była tak ciężka, że miałem wrażenie, że boi się spojrzeć na mnie.
"Właśnie taką ciebie znałem. Zgadza się?"
"Przykro mi."
Odpowiedź Nagato sprawiła, że zacząłem wątpić w prawidłowe działanie swojego słuchu. Dlaczego jest jej przykro? Dlaczego Nagato to powiedziała?
"Nie wiem. Wiem, że jesteś uczniem klasy 1-5. Widuję cię od czasu do czasu. Poza tym nie wiem nic więcej. Właściwie to pierwszy raz, kiedy z tobą rozmawiam."
Podstawa, na której opierałem swoją nadzieję, była teraz jak piach, na którym zawalił się ledwie zbudowany dom.
"Więc nie jesteś kosmitką? Imię Haruhi Suzumiyi nic ci nie mówi?"
Nagato opuściła głowę w zadumie, trawiąc słowo "kosmitka".
"Nie." - odpowiedziała.
"Chwileczkę!"
Oprócz Nagato na kim jeszcze mógłbym polegać? Byłem jak nowo narodzona jaskółka opuszczona przez rodziców. Moją jedyną szansą na zachowanie zdrowego rozsądku było jakieś jej działanie. Jeśli ona przepadnie, oszaleję.
"Nie ma mowy!"
O nie, znów tracę zimną krew. Byłem całkowicie zdezorientowany, wokół latały jak szalone deszcze meteorów w trzech podstawowych kolorach. Okrążyłem stół i stanąłem przy Nagato.
Sztywne palce zamknęły książkę. Miała cienką, twardą oprawę. Nie zauważyłem jej tytułu. Nagato wstała z krzesła i zrobiła krok w tył, jakby chciała uciec przede mną. Jej oczy, jak oszlifowane kamienie do gry w "Go", pospiesznie się kręciły.
Położyłem dłonie na barkach Nagato. Straciłem panowanie nad sobą na tyle, że zapomniałem o niedawnej porażce z Asahiną. Byłem całkowicie skupiony na tym, żeby nie stracić Nagato. Bałem się, że gdybym tak jej nie trzymał, wszyscy moi przyjaciele uciekliby przez szpary między moimi palcami. Nie chciałem tracić już nikogo więcej.
Z rękoma, dzięki którym czułem ciepło ciała Nagato przez jej mundurek, mówiłem do jej profilu zasłoniętego krótkimi włosami, gdy odwróciła ode mnie twarz.
"Proszę, przypomnij sobie! Świat zmienił się od wczoraj. Haruhi została zastąpiona przez Asakurę! Kto stoi za tą wymianą zawodników? Jednostka Integracji Danych? Asakura zmartwychwstała, więc musisz coś wiedzieć! Ty i Asakura jesteście z tej samej gliny, prawda? Co to za schemat, hę? Nawet jeśli użyjesz skomplikowanych słów, powinnaś być w stanie to wyjaśnić--"
Tak jak do tej pory robiłaś, miałem powiedzieć dalej, ale poczułem, jak ciekły ołów wypełnia mój żołądek.
Co z tą reakcją... jak u zwykłego człowieka?
Oczy Nagato były ciasno zaciśnięte, a czerwony rumieniec zaczął pojawiać się na jej ceramicznie bladych policzkach. Jęki, jak tłumione westchnięcia, uciekały z jej częściowo otwartych ust, a ja w końcu poczułem drżenie jej delikatnych ramion pod moimi rękami, jak szczeniaka targanego zimnym powietrzem. Drżący głos dotarł do moich uszu.
"Przestań..."
Otrząsnąłem się. Od jakiegoś czasu Nagato stała oparta plecami o ścianę. Innymi słowy, popchnąłem Nagato na ścianę, nawet tego nie zauważając. Co ja zrobiłem? Zachowywałem się jak zbir, zgadza się? Gdyby ktokolwiek to zauważył, natychmiast skuto by mi dłonie za plecami i zostałbym publicznie ukarany. Obiektywnie rzecz biorąc, byłem nikim więcej jak draniem, który zaatakował bezbronną dziewczynę, kiedy byliśmy tylko my dwoje w pokoju klubu literackiego.
"Przepraszam."
Trzymając ręce w górze, poczułem, jak wypływa ze mnie siła.
"Nie chciałem cię atakować. Chciałem tylko coś potwierdzić..."
Nogi miałem jak z galarety. Podsunąłem pod siebie pobliskie krzesło składane i opadłem na nie jak jakiś małż na ziemię. Nagato wcale się nie poruszyła – stała wciąż oparta o ścianę. Mógłbym powiedzieć, że mam szczęście, że jeszcze stąd nie wybiegła.
Raz jeszcze ogarnąłem wzrokiem pokój i jednym rzutem oka zdałem sobie sprawę z tego, że to nie tajna baza Brygady SOS. W tym pomieszczeniu były regały z książkami i składane krzesła, a także komputer na końcu długiego prowizorycznego stołu. Nie był to najnowszy model, jaki przywłaszczyła sobie Haruhi od Kółka Informatycznego dzięki fałszywemu oskarżeniu, lecz model o co najmniej trzy generacje starszy. Gdybym miał je porównywać, różnica w ich mocy była jak między dwukonnym zaprzęgiem a koleją magnetyczną.
Biurko Głównodowodzącej, na którym stał graniastosłup podpisany "Głównodowodząca", nie było obecne, tak jak się spodziewałem. Lodówki i wieszaka na różne kostiumy również nie uświadczyłem. Żadnych gier planszowych, jakie przynosił Koizumi. Żadnej pokojówki. Żadnej wnuczki Mikołaja. Niczego.
"Cholera!"
Złapałem się za głowę. Gra skończona! Jeśli to czyjś atak psychologiczny, to gratuluję miażdżącego zwycięstwa! Oddaję najwyższe honory. Więc kto stał za tym eksperymentem? Haruhi? Jednostka Integracji Danych? Jakiś nowy, niezidentyfikowany wróg tego świata? ...
Siedziałem tak przez pięć minut. Chcąc jakoś się pocieszyć, głupkowato uniosłem głowę.
Nagato, wciąż przyklejona do ściany, skupiła na mnie swoje hebanowe oczy. Miała lekko opuszczone okulary. Mogłem dziękować niebiosom przynajmniej za to, że w jej oczach nie było widać strachu ani trwogi, zamiast tego błyszczały jak siostrze, która przypadkiem odnalazła swojego ponoć martwego brata na podmiejskiej ulicy. Przynajmniej nie wyglądało na to, że miałaby donieść o tym incydencie. Po panice, jaką przeżyłem, dawało to niewielką ulgę.
Może usiądziesz? Spytałem, ale zdałem sobie sprawę z tego, że zabrałem krzesło Nagato. Powinienem odstąpić jej miejsce, czy może rozłożyć jej inne krzesło? Och, a może nie chce siedzieć przy mnie.
"Przepraszam."
Przeprosiłem raz jeszcze i wstałem. Wziąłem oparte o ścianę krzesło i przeniosłem je na środek pokoju. Odmierzyłem na oko wystarczająco dużą odległość od Nagato, następnie rozłożyłem i usiadłem na krześle i ponownie złapałem się za głowę.
To był mały klub literacki. Pewnego majowego dnia Haruhi ściągnęła mnie tu jak oszalały robot fabryczny i tutaj spotkaliśmy Nagato po raz pierwszy. Pokój, który zobaczyłem przy pierwszym spotkaniu, wyglądał kubek w kubek jak ten. Wtedy jedynym wyposażeniem pokoju były stoły, krzesła, regały i Nagato. Od tamtej pory pojawiały się przeróżne akcesoria, ponieważ Haruhi ogłosiła: "Od teraz będzie to nasz pokój klubowy!". Wśród akcesoriów znajdowały się przenośny grzejnik, czajnik, gliniane naczynie, lodówka, komputer...
"Zaraz."
Zabrałem ręce z głowy.
Chwila. Co było ostatnie?
"Wieszak, podgrzewacz wody, imbryk, filiżanki, stary magnetofon..."
"Nie to."
Szukaj przedmiotów, których nie było, zanim ten pokój stał się siedzibą Brygady SOS, istniały potem i istnieją tu i teraz!
"Komputer!"
Ten model był bezapelacyjnie inny. Na podłodze znajdowała się tylko listwa zasilająca, więc prawdopodobnie nie był podpięty do internetu. Mimo wszystko to był jedyny przedmiot, który przyciągnął moją uwagę. To on był celem gry "Znajdź różnice".
Nagato wciąż stała. Wpatrywała się we mnie od dłuższego czasu, tak jakbym był godzien absolutnej uwagi. Ale kiedy odwróciłem się do niej, natychmiast zainteresowała się podłogą. Przyjrzałem się uważniej i dostrzegłem czerwony rumieniec na jej policzkach. Hej... Nagato. To nie ty! Ty nigdy nie błądziłaś wzrokiem i nie rumieniłaś się w zakłopotaniu!
Może nie powinienem był, ale udawałem, że tego nie zauważyłem, gdy wstałem, starając się nie przestraszyć jej.
"Nagato."
Wskazałem tył komputera.
"Mogę trochę w nim pogrzebać?"
Nagato najpierw wyglądała na zaskoczoną, a powoli wyraz twarzy zaczął zdradzać niezdecydowanie, kiedy kilkakrotnie błądziła wzrokiem między mną a komputerem. Wzięła głęboki oddech.
"Za chwilkę."
Niezdarnie przysunęła sobie krzesło przed komputer, wcisnęła włącznik na głównej jednostce i usiadła.
Czas, przez który włączał się system operacyjny, wystarczył na ochłodzenie świeżo zakupionej kawy do temperatury przyswajalnej przez koty. Po dźwięku przypominającym obgryzanie korzenia drzewa przez wiewiórkę ładowanie zakończyło się. Nagato sprawnie operowała myszką. Zgadywałem, że przenosiła bądź usuwała jakieś pliki. Może miała tam coś, czego nie chciała nikomu pokazywać. Rozumiem jej uczucia. Sam nikomu nie pozwoliłbym zobaczyć mojego katalogu MIKURU.
"Proszę."
Powiedziała cicho Nagato i nie zaszczycając mnie wzrokiem, wstała z krzesła i stanęła przy ścianie.
"Przepraszam za kłopot."
Gdy tylko usiadłem na krześle, spojrzałem na ekran i skorzystałem ze wszystkich znanych mi technik, żeby znaleźć katalog MIKURU i pliki strony Brygady SOS. Uczucie zawodu zaczęło ogarniać mnie całego.
"Nie tutaj."
Mimo moich usilnych starań, nie udało mi się znaleźć związku. Nie mogłem znaleźć dowodu na istnienie Haruhi.
Zastanawiałem się, jakie dane mogła ukrywać Nagato, jednocześnie czułem za sobą nadzorczy wzrok. Atmosfera podpowiadała mi, że była gotowa odpiąć zasilanie, gdy tylko znalazłbym to, czego-znaleźć-nie-powinienem.
Wstałem z krzesła.
Komputer prawdopodobnie nie zawierał żadnych wskazówek. Tak naprawdę nie szukałem galerii zdjęć Asahiny ani strony internetowej Brygady SOS. Miałem nadzieję, że zobaczę wskazówkę od Nagato, tak jak wtedy, gdy byłem uwięziony w Zamkniętej Przestrzeni wraz z Haruhi. Moja nadzieja została na miejscu ustrzelona.
"Wybacz za kłopot."
Przeprosiłem zmęczonym głosem i odwróciłem się do drzwi. Wracam do domu. A potem do łóżka.
A potem stało się coś zaskakującego.
"Zaczekaj."
Nagato wyciągnęła pogięty kawałek papieru z regału z książkami i szybko stanęła przede mną. Ze wzrokiem zatrzymanym w okolicach mojego krawata, przemówiła:
"Jeśli chcesz..."
Wyciągnęła rękę.
"Weź to."
Podała mi niewypełniony formularz dołączenia do klubu.
Cóż.
Powinienem być wdzięczny chociaż za to, że miałem do czynienia z absurdem w każdej postaci. A jeśli jest inaczej, bez wątpienia zacznę szukać adwokata.
Podsumowując, albo ja jestem bardziej kopnięty niż piłka nożna, albo światu lejce się pomieszały. Równie dobrze mogę być na granicy tej pierwszej możliwości. Zawsze to ja jestem ofiarą, a jednocześnie uważam się za najlepszego satyryka pod słońcem. Hej, mógłbym odpowiednio skomentować nawet ten niepojęty świat, choćby tak: Ale o sso chozi?
"..."
Milczałem jak Nagato. Zrobiło się chłodno w sensie przenośnym i dosłownym. Moja udawana odwaga miała swój limit.
Nagato zmieniła się w uwielbiającą książki okularnicę. Asahina stała się nieosiągalną drugoklasistką. Koizumi nigdy nie przeniósł się do North High, prawdopodobnie uczy się gdzie indziej.
O co tu, do diabła, chodzi?
Czy to oznacza, że mam wszystko zacząć od początku? Jeśli tak, to czy aby na pewno trafiłem do odpowiedniego rozdziału? Jeśli nastąpił reset, to powinienem znaleźć się na samym początku... czyli powinienem wróć do mojego pierwszego dnia życia jako licealista, prawda? Nie wiem, kto wcisnął przycisk reset, ale zmiana samego środowiska bez cofnięcia minionego czasu tylko niepotrzebnie komplikuje sprawę! Tylko popatrzcie na mnie, jestem kompletnie zdezorientowany i oszołomiony. Myślałem, ze ta rola przypada tylko Asahinie!
I gdzie ta druga dziewczyna? Gdzie ta kretynka, która zabrała się stąd ze swoim wygodnickim życiem, podczas gdy ja tu marznę?
Gdzie jest Haruhi?
Gdzie jesteś?
Pokaż się, natychmiast! Czy to ukryta kamera, czy co?
"Cholera. Dlaczego muszę cię szukać?"
A może ty wcale nie istniejesz, Haruhi?
Skończ z tą błazenadą, dobra?! Nie wiem, z jakiej niby racji, ale to przedstawienie nie może ciągnąć się bez ciebie na scenie! To po prostu niesprawiedliwe, żeby zrzucać wszelkie żałośnie smutne emocje tylko na mnie! Co z tobą?
Mając przed oczami widok na profesjonalnych niewolników ciągnących pod górę gigantyczne głazy na budowę mauzoleum, spojrzałem z korytarza w górę na zachmurzone, chłodne niebo.
Formularz dołączenia do klubu zaszeleścił mi w kieszeni.
Kiedy wróciłem do sypialni, powitali mnie Shamisen i moja siostra. Siostra, śmiejąc się niewinnie, trzymała kijek z małą futrzaną kulką na końcu. Shamisen, rozłożony na łóżku, był ciągle uderzany w głowę kijkiem. Shamisen zwęził oczy, ukazując irytację i czasem podnosił łapy, by obronić się przed atakami mojej siostry.
"Och, witaj z powrotem~"
Siostra spojrzała na mnie z uśmiechem.
"Obiad zaraz będzie gotowy. O-bia-dek, Shami~"
Shamisen podniósł głowę, ale zaraz potem ziewnął przeciągle i dalej bronił się leniwie przed ciągłymi włochatymi atakami.
Ach, wciąż była jeszcze jakaś nadzieja.
"Hej."
Zabrałem kijek z włochatą kulką i lekko uderzyłem siostrę w czoło.
"Pamiętasz Haruhi? A może Asahinę? Nagato? Koizumiego? Graliśmy razem w baseball, a także pojawiłaś się w naszym filmie."
"Co takiego, Kyon? Nie przypominam sobie..."
A potem wziąłem na ręce Shamisena.
"Od kiedy ten kot jest u nas? Kto go tu przyniósł?
Okrągłe oczy mojej siostry miały teraz prawie że kształt idealnych kół.
"Hmm... od zeszłego miesiąca. Ty go przyniosłeś, co nie, Kyon? Pamiętasz? Dostałeś go od przyjaciela, który wyjechał za granicę. Zgadza się, Shami~?
Zabrała mi z ramion trójkolorowego kota i przytuliła się do niego policzkiem. Shamisen, który sennie zmrużył oczy, spojrzał na mnie z wyrazem kompletnej rezygnacji na twarzy.
"Daj mi go."
Przechwyciłem z powrotem kota. Wąsy Shamisena trzęsły się. Był prawdopodobnie poirytowany traktowaniem go jak zabawka. Wybacz, później wynagrodzę ci to suchą karmą.
"Muszę zamienić z nim słówko. Tylko w cztery oczy. Więc wynocha z mojego pokoju. Już!"
"Hej, też chciałabym z nim porozmawiać. To niesprawiedliwe, Kyon! Ech... Będziesz rozmawiał z Shamim? Ech? Naprawdę?"
Bez zbędnych wyjaśnień złapałem siostrę w pasie i grzecznie wystawiłem ją za drzwi.
"Nie otwieraj drzwi! Choćby nie wiem co!"
I po szorstkim ostrzeżeniu zamknąłem drzwi.
"Mamo, Kyonowi wyparował mózg!"
Słyszałem ją jeszcze jak schodziła na dół, gdy mówiła zdanie, które może okazać się prawdziwe.
"Więc, Shamisen."
Usiadłem po turecku i zacząłem mówić do trójkolorowego kota siedzącego na podłodze.
"Dobra, przedtem mówiłem ci, żebyś nie mówił bez względu na wszystko. Ale teraz, zapomnij o tym. W tej chwili byłbym szczerze uradowany, gdybyś coś powiedział. Więc, Shamisen. Mów. Cokolwiek. O filozofii, naukach naturalnych, do wyboru, do koloru. Nawet jeśli to będzie trudne do zrozumienia. Proszę, przemów!"
Shamisen patrzył na mnie znudzony. Chyba zanudziłem go niemiłosiernie, bo zaczął lizać swoje futro.
"Zrozumiałeś, co powiedziałem? A może chcesz powiedzieć, że nie możesz mówić, ale wciąż potrafisz słuchać i rozumieć, co się mówi? A może zrobimy tak, wyciągnij prawą łapę na tak, a lewą na nie?"
Mając wyciągniętą rękę, dotknąłem jego nos. Shamisen powąchał przez chwilę czubki moich palców, ale tak, jak się spodziewałem, wrócił do lizania własnego futra bez słowa wyjaśnienia i bez oznaki zrozumienia.
Chyba tak jak normalnie.
Ten kot mówił tylko wtedy, gdy kręciliśmy film i tylko przez chwilkę. Kiedy skończyliśmy nasze dzieło, stał się na powrót zwykłym kotem. Takim, jakiego można znaleźć wszędzie i do którego można dopasować tylko takie słowa jak jeść, spać i bawić się.
Wiem jedno. Na tym świecie, koty nie mówią.
"Czy to nie normalne?"
Wyczerpany, położyłem się na plecach i rozłożyłem ręce i nogi. Koty nie mówią. Więc Shamisen, owszem, mógł mówić, ale kiedyś, nie teraz. Czy aby na pewno?
Chciałbym być kotem. Wtedy nie musiałbym myśleć o niczym, mógłbym żyć, kierując się po prostu pierwotnymi instynktami.
Pozostałem w takiej pozycji do czasu, aż siostra przyszła mi oznajmić, że obiad jest gotowy.
|